Po odjeździe Buckinghama, panu de Guiche zdawało się, iż jest panem udzielnym świata całego. Filip, brat królewski, nie mając już najmniejszego powodu do zazdrości, oddał się cały kawalerowi Lotaryńskiemu, dając mu w swoim domu taką swobodę, o jakiej najbardziej wymagający śnić nawet nie mogli. Król zaś, rozsmakowawszy się w towarzystwie dam, wysilał umysł na wynajdywanie niezliczonych uciech, dla rozweselenia Paryża, tak iż żaden dzień nie obszedł się bez przyjęcia u króla w Pałacu Królewskim, lub też u księcia Filipa. Król nakazał przygotowania w Fontenebleau, na przyjęcie dworu, więc kto żyw zbierał się, aby należeć do podróży.
Bratowa królewska wiodła życie jak można najczynniejsze. Głos jej i pióro nie ustawały ani na chwilę. Rozmowy z panem de Guiche stopniowo przybierały charakter coraz bardziej zajmujący i łatwo było domyśleć się, iż stanowią preludjum do budzącej się wielkiej namiętności. Zajmowano się muzyką, tworzono wiersze, układano dewizy i godła; wiosna kwitła nietylko w naturze, lecz i w narodzie dyszała młodością, a na czele stał dwór młodociany. Król był piękny, młody i miłego obejścia, a świetnością przewyższał wszystkich. Szalenie kochał wszystkie kobiety, nawet królowe, swoją małżonkę. Lecz ten wielki król, był najnieśmielszym i najwstrzemięźliwszym człowiekiem w całem królestwie, dopóki sobie nie uświadomił swych uczuć. Nieśmiałość ta trzymała go w granicach pro-