Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.
—   274   —

Tonnay, Crarente i dwie inne śmieszki. W głębi księżna rozsiadła się na miękkich poduszkach, a przed nią na klęczkach de Guiche, przesypujący pełnemi garściami perły i kamienie, z pomiędzy których księżna drobnemi białemi paluszkami ukazywała te, co jej najwięcej przypadały do gustu. W innym znowu narożniku pokoju gitarzysta nucił piosenki hiszpańskie, za któremi księżna przepadała, odkąd usłyszała je śpiewane tęsknym i smutnym głosem przez młodą królowę; tylko że to, co Hiszpanka śpiewała z wilgotną źrenicą, Angielka nuciła z uśmiechem, odsłaniającym jej perłowe ząbki. W ten sposób zaludniony gabinet przedstawiał uosobienie swobody i wesołości.
Książę zatrzymał się u progu, zdziwiony widokiem tylu ludzi, używających rozrywki. Tak mocno odczuł zazdrość, iż nie mógł się powstrzymać od odezwania się, jak dziecko:
— Cóż to jest? bawicie się tutaj, a ja nudzę się sam jeden! Głos jego sprawił wrażenie takie, jak grzmot na świergocącym w gęstwinie ptactwie. De Guiche w jednej chwili stanął na równe nogi. Malicorne skulił się za fałdami sukni Montalais. Manicamp wyprostował się, przybierając uroczystą minę. Gitarzysta schował pod stół gitarę i, ażeby ją ukryć przed okiem księcia, naciągnął na nią serwetę. Tylko księżna ani się ruszyła i, śmiejąc mu się prosto w oczy, odparła:
— Wszak to godzina w której się ubierasz?
— A którą wybierają, aby się w najlepsze bawić — zamruczał książę.
Te niewczesne słowa stały się hasłem rozsypki: kobiety rozpierzchły się, jak strwożone ptaki; gitarzysta jak cień się rozpłynął; Malicorne, zawsze pod osłoną sukni Montalais, wyślizgnął się za kotarę, Manicamp zaś pośpieszył z pomocą panu de Guiche, który nie ruszył się od księżnej i wraz z nim mężnie stawił czoło napaści. Hrabia był zbyt szczęśliwy, aby mieć urazę do męża, lecz książę miał żal do żony.
Potrzebny mu był powód do zwady, szukał go zatem, a nagłe rozejście się towarzystwa tak rozbawionego przed jego uka-