Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XXXVII.
ZAZDROŚĆ LOTARYŃCZYKA.

Na widok kawalera Lotaryńskiego, książę Orleański wykrzyknął radośnie.
— A!... jak to dobrze — rzekł — skąd się tu wziąłeś?... Wszak mówiono, żeś zginął?...
— Ależ tak. Wasza wysokość.
— Kaprysy?...
— Kaprysy!... ja miałbym mieć kaprysy względem Waszej Wysokości?... Uszanowanie...
— Daj ty pokój z uszanowaniem, któremu uchybiasz codziennie. Rozgrzeszam cię. Dlaczego wyjechałeś?
— Bo nie byłem potrzebny Waszej Królewskiej Wysokości.
— Wytłomacz się jaśniej?...
— Wasza Królewska Wysokość ma przy sobie ludzi daleko zabawniejszych ode mnie. Nie czuje się na siłach do walki; usunąłem się zatem...
— Skromność ta nie ma zdrowego sensu. Któż to są ci, przeciw którym nie chcesz wystąpić do walki... De Guiche?...
— Nie wymieniam nikogo.
— Niedorzeczność!... Guiche ci zawadza?...
— Tego nie powiedziałem. Wasza Wysokość; nie zmuszaj mnie, książę, abym mówił; wiesz o tem dobrze, iż Guiche jest naszym wspólnym przyjacielem.
— Któż zatem?...