Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.
—   278   —

— Błagam cię, książę, dość tego...
Kawaler wiedział dobrze, iż ciekawość, równie jak pragnienie, zaostrza się, gdy się oddala napój, lub wyjaśnienie.
— Nie, ja chcę wiedzieć, dlaczego zniknąłeś?
— Skoro tak... muszę powiedzieć; lecz proszę mi tego nie poczytać za złe.
— Mów.
Spotrzegłem się, że zawadzałem.
— Komu?...
— Księżnej.
— Jakto?... — zagadnął zdziwiony książę.
— Rzecz prosta: być może, iż księżna zazdrości mi przywiązania, jakie Wasza wysokość ma do mnie.
— Okazała ci to?
— Wasza Wysokość, księżna słówka nie przemówiła do mnie, szczególniej od pewnego czasu.
— Od jakiego?
— Odkąd podobał się jej pan de Guiche i przyjmuje go o każdej porze.
Książę się zaczerwienił.
— O każdej porze... Co to ma znaczyć, kawalerze?... — surowo zapytał.
— Widzi Wasza Wysokość, że cię obraziłem; byłem tego pewny.
— Nie obraziłeś mnie, lecz wyrażasz się trochę za ostro. W czemże to księżna przekłada pana de Guiche nad ciebie.
— Nic już nie powiem więcej — rzekł kawaler z ukłonem, pełnem uniżoności.
— Przeciwnie, ja życzę sobie, ażebyś mówił. Skoro usunąłeś się dlatego, musisz być mocno zazdrosny?
— Trzeba nim być, kiedy się kocha; a czy Wasza Wysokość nie jest zazdrosny o księżnę? gdyby Wasza Wysokość widział nieustannie przy księżnej kogoś, z kim obchodzi się łaskawie, czy nie powziąłby podejrzenia? Przyjaźń to druga miłość. Wasza Królewska Wysokość raczyła mnie nieraz zaszczycić, nazywając mnie przyjacielem swoim.