Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.
—   28   —

do przywrócenia króla, kiedy dowiedziałem się, jak cię przyjmował król Karol, który zdawał się być twoim przyjacielem.
— Ale skąd to wiesz, u diabła?... — zapytał d‘Artagnan lękając się, aby Aramis nie wiedział więcej, niż potrzeba.
— Mój przyjacielu — odpowiedział prałat — przyjaźń podobną jest do owego człowieka, co to w nocy czuwa na połów w naszej zatoce. Poczciwiec, co wieczór zapala światło, dla oświetlenia łodzi, płynących po morzu. Ukrytego w budce rybacy nie widzą, ale on na nich patrzy, odgaduje i wzywa do portu. Otóż ja podobny jestem do tego czatownika; kiedy niekiedy przychodzą do mnie wieści i przypominają tych, których niegdyś kochałem. Wtedy, patrzę za moimi przyjaciółmi na burzliwe morze i modlę się, aby ich Bóg szczęśliwie przyprowadził do portu.
— A po Anglji cóż robiłem?... — zapytał d‘Artagnan.
— O! to już za daleko na moje oczy — odpowiedział Aramis. — Po twoim powrocie z Anglji, nic nie wiedziałem i myśląc, że zapomniałeś o mnie, opłakiwałem twoje zapomnienie. Przyznaję, byłem niesprawiedliwy. Teraz zaś, kiedy cię widzę, przysięgam, że to wielka dla mnie uroczystość...
— A jak się miewa Athos?... — zaczął znowu Aramis.
— Bogu dzięki, bardzo dobrze.
— A nasz młody wychowaniec?
— Raul?
— Tak.
— Zdaje się, że odziedziczył zręczność swojego ojca Athosa, a siłę opiekuna Porthosa.
— I z czego to wnosisz?
— Miałem dowody w wigilję mego odjazdu.
— Czy tak?
— Nieinaczej. Właśnie była egzekucja na placu Greve, a po egzekucji, zamieszanie. My byliśmy tam i zaszła potrzeba użycia miecza. Otóż sprawił się wybornie.
— I cóż takiego uczynił?... — zapytał Porthos.
— Najprzód wyrzucił jodnego człowieka oknem, jak piłka wełnianą.