Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.
—   283   —

Kilka minut upłynęło zaledwie, gdy pokojowiec powrócił. Z miną tajemniczą, ukradkiem, poprowadził swego pana przez schody służbowe do pokoiku z oknem, wychodzącem na ogród.
— Spójrz, panie — rzekł pokojowiec — widzi pan?
— Widzę, jeden, dwóch, czterech muzykantów z instrumentami, a za ich piętami de Guiche we własnej osobie. Ale co on tam robi?
— Czeka, aż mu otworzą drzwiczki, prowadzące na schody dam honorowych. Tamtędy wejdzie do księżnej, gdzie się rozpocznie nowa muzyka podczas jej obiadu.
Kawaler, powziąwszy pewność, że do Guiche poszedł do księżnej, powrócił do księcia, którego zastał w świetnem ubraniu, jaśniejącego weselem, jako też i pięknością.
— Słyszałem — zawołał — iż król bierze sobie za godło słońce, wierzaj mi. Mości książę, iż tobie raczej onoby przystało.
— A de Guiche?
— Przepadł! uciekł, ulotnił się; niezadowolenie Waszej królewskiej wysokości dotknęło go. I w domu go niema.
— Ba! on zdolny jest, bo to postrzelona głowa, wziąć pocztę i uciec na wieś do siebie. Biedny chłopiec!... ściągniemy go tutaj, nie bój się. Chodźmy na obiad.
— Wasza wysokość, dziś dzień na pomysły, jeszcze jeden przyszedł mi do głowy.
— Jaki?...
— Mości książę, księżna jest obrażona i nie bez słuszności. Winieneś jej zadośćuczynienie; niech Wasza Wysokość idzie do niej na obiad.
— O!... toby zakrawało na słabość mężowską.
— Nie, na dobroć tylko. Nudzi się biedaczka, płakać gotowa nad talerzem i będzie miała czerwone oczy. Wstrętnym staje się mąż, który dopuszcza, aby łzy psuły piękne oczy żony. Chodźmy, chodźmy!...
— Służba moja dostała rozporządzenie, aby obiad odbył się u mnie.
— Słuchaj, mości książę, smutno nam będzie; na sercu będę miał okrutny ciężar na myśl, że księżna jest sama. Książę,