Książę wszedł raptownie, jak zwykli czynić ludzie dobrych zamiarów w przekonaniu, iż sprawią przyjemność, albo też tacy, co chcą pochwycić tajemnicę, złapać na gorącym uczynku; smutny to zysk zazdrości. Księżna, upojona pierwszemi taktami muzyki, tańczyła jak szalona, porzuciwszy rozpoczęty obiad. Tancerzem jej był de Guiche, z rękami, wzniesionemi do góry, oczami, nawpół przymkniętemi, przyklęknąwszy na jedno kolano, jak owi tancerze hiszpańscy, z tchnącem rozkoszą spojrzeniem, z gestami, pełnemi pieszczoty. Księżna z tym samym uśmiechem i wyzywającą ponętą, kręciła się dokoła niego.
Montalais była zachwycona. La Valliere, siedząc w kąciku, patrzyła zamyślonemi oczami. Niepodobieństwem jest wypowiedzieć, jakie wrażenie wywarło zjawienie się księcia na tych szczęśliwców. Również trudnem do określenia jest to, co stało się z Filipem na widok tej pary, tak rozkosznie przepędzającej czas. Hrabiemu de Guiche zabrakło sił, aby powstać na nogi; księżna skamieniała na miejscu, z nóżką, wzniesioną w powietrzu i w przegiętej tanecznej postawie, czuła, że głos jej zamiera w piersiach. Kawaler Lotaryński, oparty plecami o futrynę drzwi, uśmiechał się z wyrazem człowieka, pogrążonego w najczystszem uwielbieniu. Bladość twarzy, nerwowe drżenie rąk i nóg księcia, były pierwszym objawem, który uderzył obecnych uwagę. Zaległa cisza głęboka, tak różna od dźwięków muzyki tanecznej. Kawaler Lotaryński skorzystał