się do niej; nie krępuj się, jeżeli ci się podoba, każ zakratować moje okna.
Tak się odciąwszy, wywołała uśmiech u pana de Guiche i Montalais, lecz do serca książęcego napłynął gniew, który po części w słowach ulatniać się poczynał.
— Wybornie!... — rzekł zniżonym głosem. — oto jak mnie szanują w moim własnym domu!
— Mości książę! Mości książę!... — szepnął księciu do ucha kawaler tak, aby wszyscy widzieli, że go mitygował.
— Chodź!... — odparł książę w miejsce odpowiedzi, i nagłym ruchem wykręcił się na pięcie, tak że o mało nie potracił księżnej.
Kawaler podążył za swym panem do jego pokojów, gdzie książę, nie siadłszy nawet, dał wolny bieg swemu uniesieniu.
Kawaler wznosił ku niebu spojrzenia, łamał ręce, i nie wyrzekł ani słowa.
— Co o tem sądzisz, mówże!... wykrzyknął wreszcie książę, rozdrażniony milczeniem ulubieńca.
— Patrzcie państwo, co za nieszczęście! westchnął kawaler. — Spodziewaliśmy się, że będziemy mieli spokój po odjeździe tego szaleńca Buckinghama.
— Nie! krzyczał książę, podniecając się, jak dziecko ja tego dłużej nie zniosę; trzeba, ażeby wiedziano, co się tu dzieje. Zaczekaj tu na mnie, kawalerze, zaczekaj!
I udał się śpiesznie do królowej — matki.
— Matko — zawołał, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. — podobny stan rzeczy nie może trwać długo.
Anna Austriacka podniosła na niego piękne oczy i z niezmąconą słodyczą, zapytała:
— O jakich to rzeczach chcesz mówić?...
— Chcę mówić o twojej synowej.
— O twojej żonie?.
— Tak, matko.
— Założyłabym się, że ten szaleniec Buckingham napisał do niej jakiś liścik pożegnalny.
— A! tak, zapewne, gdyby to o Buckinghama chodziło.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.
— 287 —