Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.
—   289   —

szedłem ich znienacka, i w sposób dość widoczny okazałem moje niezadowolenie.
— Bądź pewnym, iż to wystarczy; a może to nawet zbyteczne. Wszystkie młode kobiety są trochę płoche. Wyrzucać im złe, którego nie czynią, to znaczy nasunąć im myśl, iż czynićby je mogły.
— Dobrze, dobrze, matko, zaczekaj. I to także zapamiętaj, coś powiedziała: „Nauczka dzisiejsza winna być dostateczną, i gdyby robili co złego, toby się kryli.“
— Powiedziałam tak.
— Otóż i ja, wyrzucając sobie dzisiejszą moją porywczość i wiedząc, iż de Guiche dąsa się u siebie, poszedłem do księżnej. I proszę zgadnąć co ja tam zastałem? Znowu muzyka, tańce, i de Guiche; tam go schowano.
Anna Austrjacka ściągnęła brwi.
— Jakiż stąd wniosek wyciągasz, Filipie?
— Że wystrychnęli mnie na dudka, że Buckingham był tylko pretekstem, a rzeczywistym winowajcą jest Guiche.
Anna Austrjacka wzruszyła ramionami.
— Cóż dalej?
— Chcę, aby de Guiche poszedł precz, jak Buckingham, i zażądam tego u króla, chyba że....
— Chyba że?
— Że sama się tego podejmiesz, matko, ty, która jesteś tak rozumną i dobrą.
— Wcale się tego nie podejmę.
— Co mówisz, matko!
— Posłuchaj mnie, Filipie, nie zawsze usposobioną się czuję do czynienia niegrzeczności ludziom; mam ja nad tą młodzieżą przewagę, lecz przeceniać jej nie mogę, aby jej nie utracić, zresztą, niema na to dowodów, że de Guiche jest winowajcą.
— Obraził mnie.
— To już należy do ciebie.
— Dobrze, już wiem, co zrobię — wyrzekł książę gwałtownie.