— A! to pocieszne... — zawołał Porthos.
— Potem rąbał tak, jak my za naszych czasów rąbaliśmy.
— A z jakiego powodu było to zamieszanie?... — zapyta! Porthos.
D‘Artagnan zauważył zupełną obojętność w biskupie na to zapytanie.
— Z tego powodu — rzekł, patrząc na Aramisa — że wieszano dwóch przyjaciół Fouqueta.
Lekkie zmarszczenie brwi dało poznać, że prałat to słyszał.
— Jakże się nazywają ci przyjaciele pana Fouquet?... — zapytał Porthos.
— Panowie d‘Emery i Lyodot — odpowiedział d‘Artagnan. — Czy znałeś ich, biskupie?
— Nie znałem — z lekceważeniem odpowiedział prałat — a z nazwisk zdaje mi się, że to finansiści.
— A tak.
— Ale że pan Fouquet pozwolił wieszać swoich przyjaciół!... — zawołał Porthos.
— A dlaczego nie?... — rzekł Aramis.
— Zdaje mi się...
— Jeżeli powieszono tych nieszczęśliwych, to pewno z rozkazu królewskiego. Pan Fouquet zaś jako zawiadujący finansami, nie ma prawa życia i śmierci.
— Jednakże pan Fouquet... cedził przez zęby Porthos.
Aramis, snać lękając się, żeby Porthos nie powiedział jakiej niedorzeczności, przerwał rozmowę.
— Mój przyjacielu d‘Artagnanie — rzekł — dosyć nagadaliśmy o innych, mówmy teraz o sobie.
— Ja wszystka powiedziałem o sobie, co miałem do powiedzenia; mówmy zatem o tobie, kochany biskupie.
— I ja powiedziałem i nie mam co więcej mówić.
— Nawet i o Opacie d‘Herblay?
— Nawet i o nim. Widzisz człowieka, którego Bóg wziął za rękę i poprowadził na stanowisko, jakiego nigdy się nawet nie spodziewał.
— Bóg?... — zapytał d‘Artagnan.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.
— 29 —