Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/292

Ta strona została uwierzytelniona.
—   292   —

— Pani, król weźmie wszystko na siebie. Ale jakie są zarzuty?
— Krótko mówiąc: Nieustająca muzyka... umizgi Guicha... podejrzenie o konszachty i spiski.
— Dowody?...
— Żadnych.
— Dobrze; idę do księżnej.
I począł przypatrywać się w lustrach swemu ubraniu i twarzy, jaśniejącej na równi z jego djamentami.
— W każdym razie książę jest trzymany trochę zdaleka?... — zapytał.
— O!... ogień i woda zapamiętałej nie stronią od siebie.
— To wystarcza. Mateczko, całuję twoje rączki... najpiękniejsze rączki na całą Francję.
— Powodzenia, Najjaśniejszy panie... Stań się zbawcą spokoju małżeńskiego.
— Obchodzę się bez ambasadora — odpowiedział Ludwik — to znaczy, że mi się powiedzie.
I, śmiejąc się, wyszedł z pokoju, przez całą drogę otrzepując jak najstaranniej aksamit swego ubrania.