Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/304

Ta strona została uwierzytelniona.
—   304   —

Jakoż około godziny trzeciej po południu gość ten zjawił się u niego. Widok jego zdolny był natchnąć najwyższym spokojem.
— Książę — rzekł on do Guicha — był w przewybornym humorze, niktby nie mógł powiedzieć, aby choć najmniejsza chmurka przyćmiła jego niebo małżeńskie. Zresztą, książę nie był wcale zawzięty!....
Zdawna już kawaler Lotaryński wszystkim u dworu wpoił to przekonanie, iż z dwóch synów Ludwika XIII-go, Filip odziedziczył charakter ojcowski, chwiejny, pozbawiony stanowczości, mający niezłe popędy, a w gruncie niedobry, niezdolny ocenić swoich przyjaciół. Nadewszystko dodawał panu de Guiche otuchy, dowodząc mu, że księżna wkrótce zawojuje męża, w następstwie czego będzie rządził księciem ten, kto nad jego żoną weźmie przewagę.
Na co de Guiche, nieufny, a przytomnego umysłu młodzieniec, odpowiedział:
— Tak, kawalerze, lecz ja księżnę uważam za mocno niebez pieczną.
— Pod jakim względem?...
— Pod tym, że księżna poznała iż mąż jej nie przepada wcale za kobietami.
— Co prawda, to prawda — rzekł, śmiejąc się, kawaler.
— Dlatego też...
— Co takiego?...
— Księżna bierze pierwszego lepszego za przedmiot swoich względów, aby przez zazdrość przyciągnąć męża ku sobie.
— Głęboko pomyślane!... — wykrzyknął kawaler.
— I prawdziwe!... — odparł mu do Guiche.
A jeden i drugi nie powiedział, co myślał.
De Guiche, napadając na charakter księżnej, z głębi serca błagał ją o przebaczenie. Kawaler, podziwiając głębokość sądu Guicha, naoślep prowadził go w przepaść.
Potem de Guiche począł wypytywać go otwarciej, jakie pozostawiła wrażenie scena poranna, a potem jeszcze o wiele ważniejsze zajście w czasie obiadu.