Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.
—   31   —

Wieczerza zmieniła treść rozmowy.
Prócz tego wszyscy pojęli, że przy ostrożności jednych względem drugich, żadnej nie osiągną korzyści.
Porthos nic nie pojmował z tego wszystkiego.
Dla niego więc wieczerza była tylko wieczerzą, a to wystarczyło dla Porthosa.
I wieczerza odbyła się cudownie.
D‘Artagnan był nadzwyczajnie wesół.
Aramis sam siebie przewyższał w grzecznościach.
Porthos jadł jak nieboszczyk Pelops.
Rozmawiano o wojnie, finansach, sztukach i miłostkach.
Aramis udawał zdziwionego na każdy wyraz o polityce, z jakim się odzywał d‘Artagnan. Te ustawiczne zadziwienia obudziły nieufność w d‘Artagnanie, jak znów obojętność d‘Artagnana powiększyła nieufność Aramisa.
Nakoniec d‘Artagnan na los szczęścia rzucił imię Colberta.
Ten cios zachował na ostatek.
— Co to za Colbert?... — zapytał biskup.
— Tego za wiele — rzekł do siebie d‘Artagnan. — Miejmy się na baczności.
I dał o Colbercie wszystkie objaśnienia, jakich Aramis mógł żądać.
Wieczerza, albo raczej rozmowa przeciągnęła się aż do pierwszej zrana, ale tylko pomiędzy d‘Artagnanem a biskupem; Porthos bowiem o dziesiątej przechylił się na krześle i chrapał. O północy obudzono go i zaprowadzono spać.
— Hm!... — mówił — zdaje mi się, że zasnąłem, a jednak to, coście mówili, było interesujące.
O pierwszej zaprowadził Aramis d‘Artagnana do pokoju, dlań przeznaczonego, który był najlepszym z całego biskupiego mieszkania.
Dwóch służących oddano pod jego rozkazy.
— Jutro o ósmej — rzekł biskup, żegnając d‘Artagnana — zrobimy z Porthosem konną przejażdżkę.
— O ósmej!... tak późno?... — podchwycił d‘Artagnan.