Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
—   41   —

Aramis zadzwonił i wydał rozkaz osiodłania konia, którego sobie wybrał d‘Artagnan.
Przybywszy do drzwi, służący tak stanął, aby zostawić d‘Artagnanowi wolne przejście.
W tej chwili jego oczy napotkały wzrok pana. Zmarszczenie brwi objaśniło przezornego sługę, że ma uważać, co d‘Artagnan będzie robił.
D‘Artagnan wsiadł na konia, a tętent doszedł do uszów Aramisa.
Po chwili służący wszedł.
— A co?... — zapytał biskup.
— Panie — rzekł służący, — pojechał kanałem ku morzu.
— Dobrze — odpowiedział Aramis.
W rzeczy samej d‘Artagnan, nic nie podejrzewając, pędził ku morzu, spodziewając się na obszernych równinach ujrzeć kolosalną postać Porthosa.
D‘Artagnan uporczywie szukał śladu konia.
Kilkakroć zdawało mu się, że słyszy wystrzały.
Złudzenie to trwało przez trzy godziny. Przez dwie godziny d‘Artagnan szukał Porthosa.
Podczas trzeciej godziny powrócił do domu.
— Pewnośmy się minęli — rzekł — i pewno obudwóch zastanę na mnie czekających.
D‘Artagnan się mylił. Nie zastał Porthosa w biskupstwie, jak go nie znalazł nad brzegiem kanału.
Aramis czekał go na schodach z miną rozpaczającą.
— A co, czy cię nie dopędzono, kochany d‘Artagnanie wołał zdaleka, spostrzegłszy muszkietera.
— Nie, czyś posyłał za mną?...
— A!... mój przyjacielu, jak mnie to martwi, że napróżno za tobą posyłałem; lecz około siódmej jałmużnik od Ś-go Paterna przyszedł do mnie i mówił, że Porthos, lękając się, aby w jego nieobecności Gerard nie wypłatał mu jakiego figla, skorzystał z rannego przypływu morza i udał się na Belle-Isle.
— Ale, jak mi się zdaje, Goljat czterech mil morzem przebyć nie zdoła.