Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.
—   47   —

— Doskonale. — Jest to człowiek rozumny i odważny, chociaż przez niego zginęło dwóch moich najlepszych przyjaciół: Lyodot i d‘Emmeris.
— Tak, wiem o tem — spotkałem w Tours kurjera, który wiózł do mnie list od Gourvilla i Pelissona. Czy pan zastanowiłeś się nad tym wypadkiem?
— Zastanowiłem się.
— I czy pojąłeś, że to był cios, wymierzony wprost w twoją władzę?
— Czy tak?
— Ja przynajmniej tak sądzę.
— Przyznam ci się, że ta myśl przykra i mnie samemu przyszła.
— Na Boga, nie zaślepiaj się, panie; słuchaj... otóż wracam do d‘Artagnana.
— Słucham cię.
— W jakiem go pan poznałeś zdarzeniu?
— Był u mnie po pieniądze.
— Z czyim rozkazem?
— Z królewskim.
— Z królewskim?
— Podpisanym przez Jego Królewską Mość.
— A widzisz pan! d‘Artagnan przybył na Belle-Isle pod pozorem zakupienia salin dla swego pana. D‘Artagnan tylko królowi służy, zatem przybył w jego interesie i widział się z Porthosem.
— Z jakim Porthosem?
— Wybacz pan, omyliłem się, widział się z panem du Vallon na Belle-Isle i wie tak dobrze, jak i pan, że wyspa jest ufortyfikowana.
— I myślisz, że król go wysłał?.. — rzekł Fouquet zamyślony.
— Zapewne.
— Zatem d‘Artagnan jest niebezpiecznem narzędziem w rękach królewskich.
— Najniebezpieczniejszem ze wszystkich.