Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.
—   57   —

quet, schylając się nad papierem — to obwód murów, to warownie, to roboty do ukończenia.
— A to co jest, mój panie?
— Morze.
— Morze wokoło?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Cóż to za miejsce, którego plan mi pokazujesz?
— To Belle-Isle na morzu — odpowiedział dobrodusznie Fouquet.
Na ten wyraz Colbert zrobił tak znaczące poruszenie, że król, odwróciwszy się, zalecił mu spokój.
Fouquet udał, że nie zważa ani na poruszenie Colberta, ani na znak króla.
— Więc — mówił król — ufortyfikowałeś Belle-Isle?
— Tak, Najjaśniejszy Panie, właśnie przynoszę kosztorysy i rachunki — odparł Fouquet — wydałem miljon sześć kroć sto tysięcy liwrów na to dzieło.
— A to na co?... — odpowiedział obojętnie Ludwik, zaczerpnąwszy odwagi w nieprzyjaznem spojrzeniu Colberta.
— Mój cel łatwo odgadnąć — rzekł Fouquet — wszak Wasza Królewska Mość niebardzo dobrze jesteś z Wielką Brytanją.
— Tak, lecz od czasu powrotu Karola II-go, zawarłem z nią przymierze.
— Od miesiąca, Najjaśniejszy Panie, a fortyfikacje na Belle-Isle od sześciu miesięcy zaczęte.
— Zatem są bezużyteczne.
— Najjaśniejszy Panie, fortyfikacje nigdy nie są bezużyteczne. Ufortyfikowałem Belle-Isle przeciwko panom Monck, Lambertowi i wszystkim mieszkańcom Londynu, w których zapalił się duch rycerski. Belle-Isle przyda się także przeciw Holendrom, z którymi Anglja, albo Wasza Królewska Mość rozpocznie wojnę.
Król milczał i z boku spoglądał na Colberta.
— Ale Belle-Isle — rzekł król — jest twoją, panie Fouquet, własnością?