Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.
—   58   —

— Nie, Najjaśniejszy Panie.
— A czyjaż więc?
— Waszej Królewskiej Mości.
Colbert zadrżał, jakby się przepaść przed nim otworzyła.
Ludwik zachwycony był podziwem w części dla genjuszu, w części dla poświęcenia Fouqueta.
— Wytłomacz się pan — rzekł.
— Nic łatwiejszego, Najjaśniejszy Panie. Belle-Isle jest moją własnością i ufortyfikowałem ja mojemi funduszami. Lecz że nikt nie może zabronić wiernemu poddanemu służyć swojemu panu, ja ofiarowuję Waszej Królewskiej Mości Belle-Isle; stanowisko wojenne, powinno należeć do króla. Na przyszłość, Najjaśniejszy Panie, możesz tam trzymać garnizon.
Colbert o mało nie padł na posadzkę, aż musiał oprzeć się o ścianę.
— Wielka zdolność wojenną okazałeś, mój panie — rzekł Ludwik XIV-ty.
— Początek nie ode mnie wyszedł, Najjaśniejszy Panie — odpowiedział Fouquet — wielu oficerów natchnęło mnie ta myślą. Plany wykonane są przez jednego z najzdolniejszych inżynierów.
— Także się zowie ten inżynier?
— Pan du Vallon.
— Pan du Vallon?... — powtórzył Ludwik — nie znam go. Przykro mi jest, panie Colbert, że nie znam ludzi, którzy uświetniają moje panowanie.
To mówiąc, zwrócił się do Colberta.
Ten stał, jak z nóg ścięty, pot płynął mu po twarzy, żaden wyraz nie zdołał wydobyć się z jego ust. Cierpiał, jak prawdziwy męczennik.
— Zapamiętaj to nazwisko — dodał Ludwik.
Colbert bledszy od swych flamandzkich mankietów, nisko się skłonił.
Fouquet mówił dalej:
— Kamienie są brane na cement rzymski, który nasi architekci wykonali według starożytnych wzorów.