Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ VII.
D‘ARTAGNAN OTRZYMUJE STOPIEŃ KAPITANA.

Czytelnik łatwo się domyśli, kogo odźwierny zapowiedział, anonsując kurjera z Bretanji.
Posłańca łatwo było poznać.
Był to d‘Artagnan, zapylony, opalony od słońca, z włosami w nieładzie i zupełnie w zaniedbanym stroju — zaledwie podnosił nogi, stąpając z trudnością po schodach i brzęcząc ostrogami.
Na progu, w chwili, gdy go przebywał, ujrzał Fouqueta.
Fouquet powitał go uśmiechem, nie pomnąc, że przed godziną muszkieter niósł mu zgubę.
D‘Artagnan znalazł w swej duszy i niestrudzonem ciele tyle przytomności umysłu, że przypomniał sobie dobre przyjęcie, jakiego doznał, odkłonił się więc grzecznie, więcej z uprzejmości, niż z poszanowania.
Uczuł na ustach wyraz, tylekroć powtórzony księciu de Guise:
— Uciekaj.
Ale wymówić ten wyraz, było to zdradzić swoją sprawę, wymówić ten wyraz w gabinecie króla przy odźwiernym, było to zgubić się dobrowolnie, a nie ocalić nikogo.
D‘Artagnan poprzestał więc na ukłonie i wszedł.
W tej chwili król wahał się pomiędzy niespodzianką, sprawioną przez Fouqueta, a radością z powrotu d‘Artagnana.
Nie będąc dworakiem, miał oko pewne siebie i bystre.