Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
—   68   —

Ludwika i igrał z jego miłością własną w pewnych granicach, rozumie się, zawsze zachowując przyzwoistość nawet wtedy, gdy mu pochlebiał.
— Najjaśniejszy Panie — odezwał się wtedy Bragelonne głosem łagodnym i pełnym wdzięku, który, zdawało się, odziedziczył po ojcu — Najjaśniejszy Panie, nie od dzisiaj Waszej Królewskiej Mości służę.
— Wiem o tem — odpowiedział król — zapewne mówisz o wypadku na placu Greve. W rzeczy samej tego dnia dobrze mi usłużyłeś.
— Najjaśniejszy Panie, zupełnie nie o tym dniu mówię; nawet nie przystałoby mi wspominać go wobec takiego męża, jakim jet pan d‘Artagnan! lecz chcę wymienić okoliczność, która epokę w mojem życiu stanowi i która w szesnastym roku życia poświęcała mnie usłudze Waszej Królewskiej Mości.
— Jakaż to okoliczność, powiedz pan?... — zapytał król.
— Następująca: Kiedym pierwszy raz szedł na wyprawę, mając się złączyć z wojskiem księcia, hrabia de La Fere odprowadził mnie do Saint-Denis, gdzie spoczywają zwłoki Ludwika XIII-go, czekając na stopniach grobowej bazyliki następcy, któremu Bóg niech najdłuższego życia udzieli. Tam kazał mi przysiąc na popioły moich monarchów, że będę służył tronowi, słowem, myślą i uczynkiem.
Przysiągłem, a Bóg i zmarli królowie przyjęli moją przysięgę.
Od dziesięciu lat, Najjaśniejszy Panie, nie miałem sposobności dotrzymać tej przysięgi. Służę Najjaśniejszemu Panu, nic więcej!... Teraz, wezwany, królu, do ciebie, zmieniłem regiment, ale nie pana.
Umilkł i pokłonił się.
Już skończył, a Ludwik XIV-ty jeszcze słuchał.
— Do pioruna!... — zawołał d‘Artagnan — wszak dobrze powiedział, Najjaśniejszy Panie?... Dobre plemię, wielkie plemię, miłościwy panie.
— Tak — odrzekł cicho wzruszony monarcha, nie chcąc jednak dać poznać swojego rozczulenia. — Tak, panie, prawdę powiedziałeś. Gdziekolwiek byłeś, byłeś moim i mnie służyłeś.