Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.
—   71   —

gęstemi powiekami, był małym brunetem, z ogromnemi ustami, z których duże wyglądały zęby, z podbródkiem śpiczastym, który dowolnie skurczał się i wyciagał wdzięcząc się miłośnie do towarzyszki, a ta nie cofała się przed zalotami nawet o tyle, o ile przyzwoitość wymagała.
Młoda dziewica, a znamy ja, bośmy ja widzieli przy tem samem oknie i przy tym samym promieniu słońca, młoda dziewica, mówimy, przedstawiała szczególna mieszaninę rozwagi i dowcipu. Była ładna, kiedy się śmiała, piękną, gdy chciała być poważną; przecież powiemy, wogóle, była więcej zajmującą, niż piękną.
Zdawało się, że te dwie osoby doszły szczytu rozmowy pół żartobliwej, pół poważnej.
— No, dobrze, panie Malicorne — mówiła panienka — bądź łaskaw mówić rozumnie.
— Myślisz, panno Auroro, że to tak łatwo czynić, co chcemy, kiedy często nie czynimy tego, co możemy.
— No, niechże to kto zrozumie...
— Ale to jasne.
— Daj pan pokój tej prokuratorskiej logice.
— Ale to dla mnie niepodobieństwo, moja droga pani Montalais.
— Jestem jeszcze panną do usług twoich, panie Malicorne.
— Niestety!... wiem o tem, i to mnie bardzo martwi. Otóż pannie nic więcej nie powiem.
— Już będę grzeczna, nie będę pana prześladowała, ale powiedz, co masz powiedzieć.
— Dobrze, zobaczymy.
— Więc słucham.
— Książę umarł.
— A to nowina!... skądże pan przybywasz, aby to nam powiedzieć?...
— Przybywam z Orleanu.
— I tylko tę przynosisz pan wiadomość?...
— O!... broń Boże. Księżniczka angielska Henrjetta przybywa dla zaślubienia brata królewskiego.