— A!... panie Malicorne, jesteś nieznośny z twojemi nowinami z zeszłego wieku; wiesz pan, jeżeli pan dłużej ze mnie będziesz żartował, wypchnę cię za drzwi.
— Zobaczymy.
— Pan mnie doprowadzisz do tego.
— Cierpliwości, cierpliwości, panienko.
— Wiem, wiem, dlaczego się pan tak drożysz. Ale mów pan.
— Zgadnij panna, a jeżeli powiesz, nic nie zataję.
— Wiesz pan, że pragnęłam zostać damą honorową, pan mógłbyś to zrobić, a skąpisz swoich stosunków.
— Ja?...
Malicorne spuścił powieki, złożył ręce i przybrał gapiowatą minę.
— Jakież stosunki, — odpowiedział — może mieć aplikant przy prokuratorze?...
— Alboż twój ojciec nie ma dwudziestu tysięcy liwrów rocznego dochodu?...
— To bagatelny mająteczek, panno Montalais.
— Ale twój ojciec posiada tajemnicę księcia.
— To mu przynosi korzyść, że pożycza pieniędzy Jego książęcej mości.
— Jednem słowem, pan jesteś najfałszywszym człowiekiem.
— Pani mi schlebiasz.
— Ja?...
— Tak, pani.
— Jakto?...
— Ponieważ ja utrzymuję, że nic nie mogę dla nikogo, uczynić, pani zaś przeciwnie.
— Koniec końcem, czy otrzymam to miejsce?...
— Miejsce?... albo ja wiem?...
— Będę je miała, czy nie?...
— Będziesz je miała.
— Ale kiedy?...
— Kiedy sama zechcesz.
— A gdzie ono jest?...
— W mojej kieszeni.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —