— Ale, prawdę mówiąc — odezwała się nakoniec Montalais — nie pojmuję, dlaczego pani tak źle się ze mną obchodzisz. Jak sadzę, nie popełniłam nic złego.
— A ten hultaj, moja panienko — odparła pani de Saint-Remy, wskazując Malicorna — zapewne przyszedł tu po co dobrego?...
— Nie przyszedł ani po złe, ani po dobre! przyszedł mnie odwiedzić i koniec.
— Dobrze, dobrze, Jej Królewska Wysokość osądzi to — rzekła pani de Saint-Remy.
— W każdym razie nie wiem, dlaczego panu Malicorne nie wolnoby było mnie odwiedzać, gdy ma względem mnie jakieś zamiary i gdy te zamiary są uczciwe.
— Uczciwe zamiary, podobna figura!... — zawołała pani do Saint-Remy.
— Dziękuję pani za pochwałę — odezwał się Malicorne.
— Pójdź, pójdź, moja córko — mówiła dalej pani de Saint-Remy pójdźmy donieść księżnie, że kiedy ona opłakuje stratę małżonka, kiedy my opłakujemy pana w starym zamku de Blois, są ludzie, którzy się cieszą i weselą.
— O!... — westchnęli oboje niewinni.
— Otóż to dama honorowa!... — zawołała zacna matrona, załamując ręce.
— Jesteś pani w błędzie — odrzekła na to Montalais, doprowadzona do ostateczności, — już nie jestem damą honorową księżnej pani.
— Zatem żądasz uwolnienia?... przyznam się, że nic mądrzejszego nie możesz uczynić i ja tylko pochwalić mogę to postanowienie.
— Ja nie żądam uwolnienia, pani, tylko zmieniam miejsce.
— Czy do pokoju, czy do garderoby?... — zapytała pani de Saint-Remy, z pogardą.
— Trzeba pani wiedzieć, że nie jestem stworzoną do podobnych obowiązków; zmieniając miejsce, zamieszkam dwór prawie królewski.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
— 78 —