rem!... Człowiekiem, który ma takie stosunki, że jego obietnice tyle ważą, co czyny, jest pan Malicorne!... winszuję.
Malicorne ukłonił się.
Montalais zaś, za całą odpowiedź, wydobyła nominację z kieszeni i, pokazując ją zacnej matronie, rzekła:
— Oto nominacja!...
Tym razem wszystko się skończyło. Pani de Saint-Remy, skoro zobaczyła pergamin, złożyła ręce z wyrazem niewymownej boleści i rozpaczy, które twarz jej wykrzywiły i aż musiała usiąść, aby nie zemdleć.
Montalais nie była tak złośliwą, aby nad miarę cieszyć się swojem zwycięstwem i poniewierać pokonaną, tembardziej, że była to matka jej przyjaciółki. Malicorne mniej był wspaniałomyślny; rozparł się na krześle z powagą, on, co przed chwilą lękał się gróźb pani de Saint-Remy
— Damą honorową młodej księżnej!... — powtarzała pani de Saint-Remy, jeszcze nie dowierzając.
— Tak pani, i to za protekcja pana Malicorne.
— To niepodobna!... — powtarzała zacna matrona — wszak prawda, Ludwiko, że to niepodobna?...
Ludwika nic nie mówiła; pochylona, zamyśliła się, a nawet zasmuciła; bo oparłszy czoło na ręce, wzdychała.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
— 80 —