— Czyś ty szczęśliwa, Auro?
— To ma znaczyć, że chciałabyś być na mojem miejscu?
Ludwika milczała.
— A uparciuch — rzekła Montalais — czy widział kto kryć się przed przyjaciółką; ale przyznaj się, że pragniesz być w Paryżu, że umierasz z żądzy widzenia Raula?
— Nie mogę wyznać.
— Źle czynisz.
— Dlaczego?
— Bo, bo... widzisz nominację?
— Widzę.
— A gdybym ci wyrobiła podobna?
— Przez kogo?
— Przez Malicorna.
— Auro, czy to być może?
— Zaręczam ci, że Malicorne, co dla mnie uczynił i dla ciebie uczynić musi.
Malicorne, słysząc po dwa kroć wymówione swoje nazwisko, czem prędzej zakończył rozmowę z panią de Saint-Remy i odwrócił się.
— Cóż tam takiego?... — zapytał.
— Pójdź pan tu — rzekła Montalais z miną rozkazującą.
Malicorne był posłuszny.
— Podobna nominację — rzekła do niego Montalais.
— Jakto?
— Podobną do tej, to zdaje się wyraźnie jest powiedziane.
— Ale...
— Potrzeba mi...
— Pani potrzeba?
— Nieinaczej.
— Ależ to niepodobna, wszak prawda, panie Malicorne?... — rzekła Ludwika łagodnym głosem.
— Czy to dla pani?
— Dla mnie, tak, panie Malicorne, to byłoby dla mnie.
— Jeżeli panna de Montalais prosi...
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.
— 84 —