Porthos wytrzeszczył ogromne oczy, jakby zapytywał: a kogóżeś u djabia zrabował, przyjacielu?
— Dwakroć sto tysięcy liwrów!... — zawołał.
— A tak, co wszystko razem czyni z dwudziestu pięciu tysiakami dawniejszemi, i dwudziestu tysiącami, które miałem przy sobie, dwakroć czterdzieści pięć tysięcy.
— Ale skąd, przyjacielu, przyszedłeś do takiego majątku?
— Otóż w tem sęk! Wszystko ci to później opowiem, ale ponieważ ty masz wiele do mówienia, pilnujmy się porządku.
— Brawo!... — zawołał Porthos — więc obaj jesteśmy bogaci. Ale cóż ja mam ci powiedzieć?...
— Powiedz mi, jak Aramis został...
— Biskupem w Vannes.
— Tak! Poczciwy Aramis!... zrobił więc karjerę!
— Zapewne, tem bardziej, że to jeszcze nie koniec.
— Jakto! czy sądzisz, że niezadowolony z fjoletowych pończoch, zapragnie czerwonego kapelusza?
— Cicho! to mu już przyrzeczono.
— Przez kogo, czy przez króla?
— Przez pewną osobę, która więcej może, niż sam król.
— Ależ, mój przyjacielu, prawisz mi dziwne rzeczy.
— Jakto dziwne? alboż nie wiesz, że we Francji często kto inny większą ma, niżeli król, władzę?
— Tak, naprzykład, za Ludwika XIII-go Richelieu, za czasów regencji kardynał Mazarini, za czasów Ludwika XIV-go pan...
— Skończ, przyjacielu.
— Pan Fouquet.
— Jakto odrazu odgadłeś.
— A więc to pan Fouquet przyrzekł Aramisowi kapelusz kardynalski?
Porthos przybrał tajemniczą minę.
— Mój drogi — rzekł — niech mnie Bóg zachowa, abym wdawał się w cudze sprawy, mianowicie zaś takie, w których tajemnica może coś stanowić. Kiedy zobaczysz Aramisa, on sam ci powie, co będzie uważał za stosowne.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —