— Jakże jesteś grzeczny!... — odpowiedział Malicorne.
— Bo widzisz, czekam na pieniądze, a tu zamiast pieniędzy, ty przybywasz.
— A gdybym ja ci przynosił pieniądze?...
— A!... to co innego, przywitałbym cię jak najserdeczniej.
I wyciągnął rękę nie do Malicorna, ale po kieskę.
Malicorne udał, że nie rozumie i podał mu rękę.
— A pieniądze?... — zapytał Manicamp.
— Mój drogi — odpowiedział mu Malicorne — jeżeli chcesz pieniędzy, to na nie zapracuj.
— I cóż mam czynić?...
— Powiadam ci, zapracuj.
— Ale powiedz jakim sposobem?...
— O!... to cokolwiek za ciężko; ale ci powiem.
— Do djabła!...
— Wstań z łóżka i idź natychmiast do hrabiego de Guiche.
— Ja mam wstawać!... — zawołał Manicamp, rozkosznie wyciągając się w łóżku. — O!... ani myślę.
— Czy już sprzedałeś wszystkie swoje suknie?...
— Nie, pozostały mi jeszcze najpiękniejsze, ale właśnie czekam na kupca.
— A obuwie?...
— Widzisz je pod stołem.
— Kiedy tak, obuwaj się, ubieraj, każ siodłać konia i dalej w drogę.
— Ani mi się śni.
— Dlaczego?...
— Alboż nie wiesz, że hrabia de Guiche jest w Etampes?...
— Nic o tem nie wiedziałem; ale zamiast trzydziestu mil drogi, będziesz miał tylko piętnaście.
— Jakiś rozumny!... jeżeli piętnaście mil zrobię w mojej odzieży, to zamiast trzydziestu pistolów wezmę za nią piętnaście.
— Sprzedaj ją, za ile ci się podoba, ale ja potrzebuję jeszcze jednej nominacji na damę honorową.
— A to dla kogo?... czy aż dwie dla panny de Montalais?
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
— 92 —