— A!... jakiżeś złośliwy!... Naraz dwa pożerasz majątki: mój i hrabiego de Guiche.
— Powinieneś był powiedzieć, hrabiego de Guiche i mój.
— Dobrze, masz słuszność, panom cześć!... ale wracam do nominacji.
— O!... źle trafiłeś.
— A to dlaczego?...
— Księżna będzie miała tylko dwanaście dam honorowych; już otrzymałem jedno miejsce, o które tysiąc dwieście kobiet się ubiegało, a otrzymałem je, rozwijając całą dyplomatykę.
— O!... tak, wiem, że jesteś zręczny, mój przyjacielu.
— Umiem chodzić za interesami, — odpowiedział Manicamp.
— A!... wiem o tem i gdybym był królem, zobaczyłbyś, cobym uczynił.
— Zapewnie nazwałbyś się Malicornem I?
— Broń Boże!... mianowałbym cię ministrem skarbu; ale nie o to tu rzecz idzie.
— Na nieszczęście!...
— Potrzeba mi drugiej nominacji na damę honorową.
— Mój przyjacielu, gdybyś mi nawet niebo przyrzekał, na krok z miejsca się nie ruszę.
Malicorne zadzwonił kieską.
— Mam tu dwadzieścia pistoli rzekł. — Będzie to tylko dodatek do tych pięciuset, któreś mi winien.
— Masz słuszność, — odrzekł Manicamp, znowu wyciągając rękę, — takim sposobem muszę je przyjąć. Dawaj.
— Ale zaczekaj, to nie dosyć wyciągnąć rękę; jeżeli ci dam dwadzieścia pistolów, czy będę miał nominację?...
— Zapewne.
— Kiedy?...
— Dzisiaj.
— Ale ostrożnie, panie de Manicamp, za wiele coś przyrzekasz. Trzydzieści mil jednego dnia, to chyba chcesz trupem paść.
— Żeby się przysłużyć przyjacielowi, trzeba i trudu nie szczędzić.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.
— 93 —