— Czegoś bardzo ważnego?...
— A co nazywasz ważnem?...
— Gdyby naprzykład który z twoich przyjaciół żądał przysługi...
— Tobym jej nie uczynił.
— Samolubie!...
— Albo przynajmniej zażądałbym od niego wzajemności.
— Dobrze więc, otóż przyjaciel ten stoi przed tobą.
— To ty?...
— Tak, ja.
— Jak widać, jesteś bogatym?...
— Mam jeszcze pięćdziesiąt pistolów.
— Właśnie tej sumy potrzebuje, gdzież one są...
— Tu — odrzekł Malicorne, uderzając po kieszeni.
— Zatem powiedz, czego żądasz?...
Malicorne wziął pióro, papier i kałamarz i to wszystko podał Manicampowi.
— Pisz, — rzekł.
— Dyktuj.
„Ważne na posadę na dworze księcia, brata królewskiego“.
— Ba!... ba!... posada na dworze księcia za pięćdziesiąt pistolów!...
— Jakto?...
— Za mało.
— A więc pięćset!
— Gdzie one są?
Malicorne wyciągnął z kieszeni rulon złota, który trzymał za rożek.
— Oto są — rzekł.
Manicamp oczyma pożerał złoto, ale tym razem Malicorne stał zdaleka.
— Co mówisz?... pięćset pistolów...
— Mówię, że mniejsza o to, — odpowiedział Manicamp, biorąc znowu pióro do ręki — dyktuj.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.
— 97 —