Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

Każda z nich ma swoją przygodą; zdaje się tylko, że tej przygoda nazywa się Malicorne, a nie Manicamp.
Na to wezwanie, Montalais zatrzymała się na środku drabiny. Wówczas, widzieć można było, jak nieszczęśliwy Manicamp poruszał się na kasztanie, czy dlatego, aby wdrapać się wyżej, czy też, aby znaleźć sobie dogodniejsze miejsce.
— Słuchaj mnie pani, zapewne domyślasz się, że nie mam złych zamiarów.
— Zapewne, ale co znaczył ten list, który pisałeś pan do mnie, odwołując się do mojej wdzięczności?... poco ta schadzka, której żądałeś ode mnie w podobnem miejscu i o tak późnej godzinie?...
— Odwołałem się do wdzięczności pani, przypominając, że to ja wprowadziłem cię do księżny, bo, pragnąc widzieć się z tobą, na co raczyłaś zezwolić, użyłem środka, który mi się wydawał najpewniejszym. Dlatego wezwałem panią o podobnej godzinie i w to miejsce, bo czas wydawał mi się najswobodniejszym a miejsce zupełnie samotnem. Trzeba zaś pani wiedzieć, że zamierzyłem pytać cię o rzeczy, wymagające ostrożności i ustronia.
— Panie Manicamp, sądzę, że najstosowniej będzie, gdy się oddalę.
— Słuchaj mnie, pani, albo zeskoczę z mojego gniazda w twoje, a wierzaj mi, że to uczynię, bo właśnie w tej chwili gałąź kasztana ciśnie mnie i zmusza do ostateczności. Nie naśladuj pani tej gałęzi i słuchaj mnie.
— Słucham!
— Wyobraź sobie, pani, że dziś o drugiej Guiche wyjechał.
— Cóż z tego?...
— Widząc, że wyjechał, udałem się za nim, jak zwykle.
— Przekonana jestem o tem, bo pana widzę.
— Za pozwoleniem. Ale czy wiesz pani, że biedny hrabia po uszy był w niełasce?....
— Wiem dobrze.
— Była zatem podwójna nierostropność jechać do Fontaine-