— Ale sumienie i przekonanie pani — krótko odrzekł Manicamp.
— Niepodobna, panie niepodobna.
— Zatem pomóż mi, pani, sprowadzić Malicorna, to chłopiec pojętny i wiele ma węchu, on mnie będzie prowadził: kiedy zabłądzimy, to we dwóch i przynajmniej wzajemnie będziemy się ratowali. Gdyby nas kto we dwóch spotkał, mógłby o nas coś uczciwego pomyśleć, sam zaś wyglądałbym, jak złodziej lub kochanek. Pójdź, Malicorne, oto drabina.
— Panie Malicorne — zawołała Montalais — ani mi się waż ruszać z drzewa, jeżeli nie chcesz się narazić na mój gniew.
Malicorne cofnął się ze smutkiem.
— Pst!... cicho — rzekł Manicamp.
— Co tam takiego?... — zapytała Montalais.
— Słyszę stąpanie.
— A!... mój Boże!...
Rzeczywiście niepewne początkowo stąpanie stawało się głośnem, gałęzie rozsunęły się i pan de Saiint-Agnan ukazał się z uśmiechającemu oczami i ręką wyciągnioną, chwytając wszystkich na stanowiskach, w jakich ich zastał, to jest: Malicorna na drzewie z wyciągniętą szyją, Montalais na szczeblach drabiny, Manicampa zaś na ziemi, przygotowanego do dalszego pochodu.
— Witam, panie Manicamp!... — rzekł hrabia — witam, kochany przyjacielu!... brakowało cię nam dzisiejszego wieczora i pytano o ciebie. Panno de Montalais, najniższy sługa.
Montalais zapłoniła się.
— O!... mój Boże!... — zawołała, zakrywając twarz rękami.
— Pani — mówił Saint-Agnan — uspokój się, wiem o twojej niewinności i gotów jestem zaświadczyć ją; panie Manicamp, pójdź za mną, szpaler grabowy, labirynt i bezdroża znają mnie, będę twoją Ardjaną. A co, znalazłem twoje mitologiczne wyrażenie?...
— Na honor, prawda, panie hrabio. Bardzo dziękuję.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.
— 105 —