— Zatem powiedz mi pani, na którą kobietę kochankowie zwrócili oczy, aby jej użyć za płaszczyk?
— Na pannę de La Valliere.
— Biedna dziewczyna!... należałoby temu przeszkodzić.
— A to dlaczego?
— Bo pan Raul de Bragelonne ją albo siebie zabije, jeżeli będzie miał najmniejsze podejrzenie.
— Raul? Raul? czy tak pan sądzisz?
— Kobiety mówią, że się znają na namiętnościach — rzekł Malicorne — a nie umieją nawet czytać myśli w swoich oczach i w swoich sercach. Jednak ja powiadam pani, że pan de Bragelonne tak dalece kocha pannę de La Valliere, że, gdyby się przekonał, iż go zwodzi, to ją, albo siebie niezawodnieby zabił.
— Król ją obroni — odparła Montalais.
— Król?... — zawołał Malicorne.
— Zapewne.
— On gotów nawet...
— Przez Boga żywego!... — zawołał Montalais — chyba oszalałeś, panie Malicorne.
— Bynajmniej; wszystko, co pani mówię, jest zupełnie prawdopodobne. I ja także wiem o pewnej rzeczy.
— O jakiej?
— Że osłonię biednego pana Raula od żartów.
— Pst! nieszczęsny!... — szepnęła panna Montalais, wchodząc jeszcze na jeden szczebel, aby bardziej zbliżyć się do Malicorna — ani słowa wicehrabiemu de Bragelonne.
— A to dlaczego?
— Dzisiaj wieczorem, pod dębem królewskim, La Valliere głośno i z prostotą wyrzekła te wyrazy: Nie pojmuję, jak kto może kochać jakiegoś mężczyznę, ujrzawszy króla.
Malicorne podskoczył na murze.
— Toż to woła o pomstę — rzekł Malicorne — kobiety są jak węże.
— Uspokój się, panie Malicorne, uspokój się.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.
— 109 —