Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.
—   11   —

— Dziwnie smutne domostwo — rzekł. — Jak ci się zdaje, matko?
— Ależ... nie... nie... wszyscy tu tylko o zabawie myślą.
— To właśnie, co zasmuca tych, którym zabawy te dokuczają!
— Dlaczego to mówisz, drogi Filipie!
— Na honor! mówię, co myślę, matko.
— Wytłumacz się; co takiego zaszło?
— Zapytaj moję bratowę, która przed chwilą zwierzała się przed tobą z trosk swoich.
— Z trosk... jakto?...
— Tak... słyszałem... wypadkiem, co prawda, lecz słyszałem... Aż nadto dobrze słyszałem, jak się skarżyła na słynne kąpiele księżny!...
— A!... szaleństwo!....
— Nie, nie, nietylko szaleni płaczą... Banos — mówiła królowa — czyż to nie znaczy kąpiele?..
— Raz jeszcze mówię ci, mój synu, że twoja bratowa jest zazdrosna aż do dzieciństwa.
— W takim razie, z pokorą wyznaję, iż posiadam tę samą co ona wadę.
— Ty także, mój synu?...
— Bez wątpienia.
— I ty również zazdrosny jesteś o te kąpiele?...
— Spodziewam się!...
— O!...
— Jakto? Król z moją żoną jedzie do kąpieli i nie zabiera królowej?... Cóż to?... Księżna wybiera się kąpać z królem i nie raczą uprzedzić mnie o tem?.. I ty chcesz, matko, aby bratowa moja była zadowolona?.. Chcesz, abym ja z tego się cieszył?...
— Zazdrosny jesteś o króla?... o brata swego?..
— Zazdrosny o brata!... o króla!... tak, pani, zazdrosny!... zazdrosny!... zazdrosny!....
— Daję słowo, mój panie — zawołała Anna Austrjacka, udając gniew i oburzenie — zaczynam myśleć, iż oszalałeś.