Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.
—   114   —

od tego czasu, gdy on przybył, tylu innym drzwi zamknięto przed nosem. Zastanawiał się nadewszystko, dlaczego pana Manicamp, który, według niego, powinien był być szanowanym przez wszystkich, odprawiono z pod Pięknego Pawia, niegościnnem nescio vos — nie znam pana. Chociaż Malicorne zajęty był miłosnemi i materjalnemi zabiegami, uderzyło go to wszystko, lecz głowy sobie nad tem nie trudził. Bo i choćby był chciał, byłby niezawodnie nawet przy pomocy wrodzonej przebiegłości, niczego nie odgadł.
W przeciągu ośmiu dni przybyło do tego zajazdu siedmiu podróżnych, a wszyscy nazajutrz po szczęśliwym przyjeździe Malicorna. Tych siedmiu podróżnych przybyło ze stosownym orszakiem. Pierwszym był brygadjer wojsk niemieckich ze swoim sekretarzem, doktorem, trzema lokajami i siedmiu końmi; był to hrabia von Wostput. Kardynał hiszpański z dwoma siostrzeńcami, marszałkiem dworu i dwunastu końmi; był to Jego Wysokość Heredia. Bogaty kupiec z Bremy z lokajem i parą koni, Meinheer Bonstett. Senator wenecki z żoną i córką (obie cudownie piękne). Senator nazywał się signor Marini. Lord szkocki z siedmiu góralami swojego klanu, wszyscy pieszo. Lorda nazywano Mac Cumnor. Pewien Austrjak z Wiednia bez tytułu i herbu, przybyły w karecie. Wielka mina, wielkie tony i ogromne konie. Wszyscy ci podróżni przybyli jednego dnia. Przybycie ich jednak żadnego nie sprawiło zamieszania w oberży, żadnego tłoku na ulicy, a mieszkania dla nich były naprzód zamówione przez kurjerów, lub sekretarzy, przybyłych o dzień przedtem.
Malicorne, przybywszy przed nimi na chudym koniu, obładowanym niewielkim tłomoczkiem, przedstawił się gospodarzowi zajazdu pod Pięknym Pawiem, jako przyjaciel pewnego pana, który, ciekawy będąc uroczystości, miał niebawem za nim przybyć. Gospodarz, na te słowa, uśmiechnął się jakby znał doskonale Malicorna, czy też owego wielkiego pana, i rzekł:
— Wybieraj sobie pan mieszkanie, jakie ci się podoba, albowiem przybywasz pierwszy.