— Cztery liwry, panie.
— Zatem dwanaście liwrów za trzy dni upłynione.
— Dwanaście liwrów, tak, panie.
— Oto są.
— Dlaczegóż pan zaraz płaci?... niema nic pilnego.
— Dlatego — odpowiedział Malicorne, zniżając głos i udając tajemniczość, w której widział powodzenie — dlatego, że mogę nagle wyjechać, wyprowadzić się lada chwila, a nie miałbym czasu rachować się.
— Masz pan słuszność.
— Zatem pokój jest moim.
— Bez zaprzeczenia pański.
— Żegnam pana.
Gospodarz oddalił się.
Malicorne był przekonany, że tylko de Guiche, lub Manicamp mogli napisać ten list i czekał ich przybycia.
Tak trwało aż do siódmego dnia, owego dnia, któryśmy szczegółowo opisali w poprzedzających rozdziałach. Właśnie, Malicorne stał przy oknie swojego pokoju, kiedy ukazał się konno Manicamp z miną smutną i cierpiącą.
— Dobrze — rzekł do siebie Malicorne, poznając go na pierwszy rzut oka — otóż mój jegomość przybywa upomnieć się o swoje mieszkanie.
I zawołał na Manicampa.
Manicamp podniósł głowę i poznał Malicorna.
— A! dla Boga — zawołał Manicamp, wypogadzając twarz — witam cię, Malicornie!... włóczę się po Fontainebleau, szukając trzech rzeczy, których znaleźć nie mogę: hrabiego de Guiche, pokoju i stajni dla konia.
— Co do pana de Guiche — odpowiedział Malicorne — nie mogę udzielić ani dobrych ani złych wiadomości, bo go nie widziałem; co zaś do pokoju i stajni, mam nader pomyślne.
— O!
— Tak, właśnie w tym zajeździe są zamówione mieszkania.
— Zamówione, przez kogo?
— Zapewne przez pana.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.
— 118 —