Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.
—   129   —

— Dobrze — odrzekł franciszkanki — jesteśmy więc dobrzy znajomi, mów pan.
— Mam oddział wojska, z pięciudziesięciu tysięcy złożony; wszyscy oficerowie są pozyskani. Stoją obozem nad Dunajem. Mogę w ciągu czterech dni strącić cesarza Austrji, nieprzychylnego naszemu zakonowi, a zastąpić go tym, którego zakon wskaże.
Franciszkanin słuchał, nie dając znaku życia.
— Czy to tylko?... — zapytał.
— W moim planie jest rewolucja europejska — rzekł baron.
— Dobrze, panie Wostpur, otrzymasz odpowiedź; powracaj do siebie i za kwadrans jedź do Fontainebleau.
Baron wyszedł.
— To nie tajemnica — pomruknął franciszkanin — ale spisek.
— Zresztą — dodał po chwili rozwagi — przyszłość Europy dzisiaj nie na domu austrjackim polega.
I czerwonym ołówkiem, który trzymał w ręce, wykreślił z listy nazwisko barona Wostpur.
— Teraz z kardynałem — rzekł do siebie — z Hiszpanji zapewne będzie coś ważniejszego.
Wznosząc oczy, spostrzegł spowiednika, czekającego na jego rozkazy z uległością żaka.
— A!... — rzekł, zauważywszy tę uległość — mówiłeś z gospodarzem.
— Tak, panie i z doktorem.
— Czy jest tutaj?
— Czeka z przyrzeczonem lekarstwem.
— Dobrze, jeżeli będzie potrzeba, zawołam; teraz czy pojmujesz całą ważność mojej spowiedzi?
— Tak, wielebny ojcze.
— Idź mi zatem zawołać kardynała hiszpańskiego, Herredia. Śpiesz się i tym razem, a ponieważ wiesz, o co chodzi, pozostaniesz przy mnie, bo słabo mi.
— Czy mam zawołać doktora?
— Jeszcze nie, jeszcze nie, zawołaj kardynała hiszpańskiego. Idź.