Franciszkanin patrzał na Aramisa ze wzrastającem podziwieniem.
— Jest to — mówił dalej — alfabet cyfrowy, którego używałeś w roku 1655-tym i który tylko Juan, twój sekretarz, mógłby odczytać, gdyby wstał z grobu.
— Znasz zatem ten alfabet.
— Właśnie użyłem go w tem piśmie.
Aramis, kłaniając się z wyrazem pełnym uszanowania, postąpił ku drzwiom, jakby zamierzył wyjść.
Ale poruszenie franciszkanina, któremu głos towarzyszył, zatrzymało go.
— Jezus!... — zawołał — ecce homo!
Później, powtórnie odczytując papier:
— Do mnie!... — rzekł — do mnie, prędzej!
Aramis zbliżył się do franciszkanina z twarzą spokojną i skromną. Franciszkanin, wyciągnąwszy rękę do świecy, spalił podany mu papier. Potem, wziąwszy Aramisa za rękę i przyciągając do siebie, zapytał:
— Od kogo wiesz tę tajemnicę?
— Od pani de Chevreuse, przyjaciółki i powiernicy królowej.
— A pani de Chevreuse...
— Umarła.
— A czy kto inny jeszcze znał tę tajemnicę?
— Jeden tylko mężczyzna i kobieta z ludu.
— Któż oni byli?
— Ci, którzy go wychowali.
— A co się z nimi stało?
— Także umarli. Tajemnica ta trawi, jak ogień.
— A ty ją przeżyłeś?
— Bo nikt nie wie, że ją posiadam.
— A od jakiego czasu znasz ją?
— Od piętnastu lat.
— I zachowałeś ją?
— Chciałem żyć.
— I oddasz ją zakonowi bez dumy, bez chęci nagrody?
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.
— 135 —