Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.
—   148   —

paszcze, za mało. Jeżeli, hrabio, twój zazdrośnik ma trzy paszcze, miej dla niego trzy placki.
— Manicamp, podobnej rady i Beautru mi udzieli.
— Aby usłyszeć wyraźniejsza radę, panie hrabio, trzeba jaśniej wszystko powiedzieć.
— A! gdyby tu był Raul — rzekł Guiche — onby mnie zrozumiał i pojął.
— Wierzę, osobliwie gdybyś mu powiedział: pragnąłbym widzieć zbliska księżnę, ale lękam się księcia, który jest zazdrosny.
— Trzeba wejść do domu pod jakimkolwiek pretekstem.
— A! Manicamp, wynajdź mi jaki pretekst, byle tylko dobry.
— Nie jeden, ale sto, a nawet tysiąc!... Gdyby tu był Malicorne, gotówby ci wynaleźć pięćdziesiąt tysięcy pretekstów.
— Cóż to za Malicorne?... — zapytał de Guiche, mrużąc oczy, jak człowiek, szuka w pamięci — zdaje mi się, że znam to nazwisko.
— Znasz!... bardzo wierzę temu, wszak winieneś jego ojcu trzydzieści tysięcy talarów.
— A tak, tak, poczciwy chłopiec z Orleanu.
— Któremu miejsce przyrzekłeś u księcia.
— Dobrze, ponieważ więc twój przyjaciel Malicorne jest tak dowcipny, niech mi znajdzie środek, ażeby mnie książę polubił i żebym się mógł z nim pogodzić.
— Dobrze, pomówię z nim.
— Ale któż to nadchodzi?
— Wicehrabia de Bragelonne.
— Raul?.. tak, to on!
I śpiesznie pobiegł naprzeciw zbliżającemu się.
— A! mój drogi przyjacielu — rzekł de Guiche.
— Szukam cię, aby pożegnać się z tobą, mój hrabio — odrzekł Raul, ściskając rękę hrabiego — witam, panie Manicamp.
— Jakto? wyjeżdżasz, wicehrabio?
— Tak, wyjeżdżam... z poselstwem królewskiem.