— Na prowincji jest czy w Paryżu?
— Nawet w Fontainebleau.
— Przy dworze?
— Tak, Wasza wysokość.
— A czy ją znam?
— Ma szczęście należeć do dworu Waszej książęcej mości.
— Jej nazwisko?... — zapytała księżna z przymusem — jeżeli — dodała, śpiesznie się miarkując — nazwisko nie jest tajemnicą.
— Nie, Wasza książęca mość, miłość moja jest tak czystą, że z niej przed nikim nie robię tajemnicy, a cóż dopiero przed Waszą książęcą mością, która dla mnie jesteś tak łaskawą!... Jest to panna Ludwika de La Valliere.
Księżna nie mogła się wstrzymać od wykrzyku, w którym było coś więcej, niż zdziwienie.
— A!... — rzekła — La Valliere... to ona wczoraj... i ucięła — to ona była cierpiącą, jak sądzę — dodała po chwili.
— Tak, Wasza książęca mość; dziś dopiero dowiedziałem się o tym wypadku.
— Czyś ją pan widział przed przyjściem do mnie?
— Pożegnałem ją.
— I mówisz pan, że król odroczył małżeństwo pańskie?
— Tak, pani, na później.
— I czy podał jaką przyczynę tej zwłoki?
— Żadnej.
— A jak dawno hrabia de La Fere o to prosił?
— Przed miesiącem.
— To szczególne — wyrzekła księżna.
I jakby chmura przeszła jej przed oczyma.
— Przed miesiącem!... — powtórzyła.
— Tak.
— Masz słuszność, panie wicehrabio — dodała księżna z uśmiechem, w którym Bragelonne dostrzegł jakiś przymus — brat mój nie powinien długo cię zatrzymywać, wyjeżdżaj zatem a ja w pierwszym liście, pisanym do mojego brata, upomnę się o ciebie od króla.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.
— 151 —