Guiche mocno się zarumienił, ale nie stracił przytomności. Manicamp oczu z niego nie spuszczał.
— Mości książę — odparł — miej litość nad nieszczęśliwym; nie poświęcaj mnie na ofiarę kawalerowi Lotaryńskiemu!
— Jakto?
— Gdyby usłyszał żarty Waszej książęcej mości, szydziłby ze mnie bez litości.
— No, ale przyznaj, mój hrabio, że robiłeś do księżny słodkie oczy.
— Nigdy nie przyznam się do czegoś podobnego, mości książę.
— Zresztą to przebrzmiałe sprawy. Jeżeli księżna wczoraj dobrze cię uważała, jestem pewny jednej rzeczy...
— Jakiej? Wasza książęca mość zatrważa mnie.
— Wyrzekła się ciebie na zawsze. Tańczyłeś wczoraj jak niedźwiedź.
I roześmiał się głośno.
— Zapewne — pomyślał sobie Manicamp — wszyscy mężowie są do siebie podobni.
Książę mówił dalej:
— Trzeba ci wiedzieć, iż podczas twojej nieobecności powziąłem jedną myśl.
— Jaką?
— Kiedy kawaler, nie widząc ciebie i pewny swego panowania, udręczał mnie, postanowiłem stać się wzorowym mężem, przyszło mi na myśl kochać moją żonę.
Guiche spojrzał na księcia ze zdumieniem; w którem nie było obłudy.
— O! — podchwycił drżący — zapewne, mości książę, nie mówisz tego poważnie?
— Na honor, poważnie; mam majątek, który mi brat mój dał przed ożenieniem; ona ma pieniądze i nawet wiele, bo jej daje brat, król angielski i szwagier, król francuski. A co?... Gdybyśmy opuścili dwór? Gdybym ja oddalił się do mojego zamku Villers-Cotterets, gdybyśmy tam oddali się
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.
— 153 —