szczerej miłości, jak mój dziad Henryk IV-ty z piękną Gabrjolą... cóż ty na to powiesz, hrabio de Guiche?
— Ja, mości książę?
— Wezmę cię z sobą, jak to wprzód zamierzałem.
— Mnie z sobą?
— Nieinaczej, jeżeli tylko przyjdzie mi chęć pogniewać się ze dworem.
— Mości książę, kiedy rozkażesz, gotów jestem iść z tobą na koniec świata.
— Skoro tak — rzekł książę — to zgoda, skoro jesteś tak przywiązany do mnie, biorę cię z sobą.
— Wszędzie, wszędzie, mości książę — wesoło odparł de Guiche — wszędzie i natychmiast.
To mówiąc, popuścił cugli i wysunął się naprzód.
— Stój! stój!... — wołał książę — wstąpimy do zamku.
— A to po co?
— Po moją żonę.
— Po księżnę?... — zapytał de Guiche.
— Zapewne; ponieważ mówiłem ci, że to projekt miłości małżeńskiej, muszę zatem i żonę wziąć z sobą.
— Kiedy tak, mości książę — odpowiedział hrabia — jestem w rozpaczy.
— A to dlaczego?
— Dlatego, że wasza książęca mość zabiera księżnę.
— Zabieram, ponieważ widzę, że ją kocham.
Guiche zbladł nieco, zachował jednak powierzchowną wesołość.
— Mości książę — rzekł — jeżeli kochasz księżnę, miłość ta powinna ci wystarczyć o tyle, iż nie będziesz potrzebował swoich przyjaciół.
— Nieźle, nieźle — mruknął Manicamp.
— Jak widzę, znowu lękasz się księżny — odpowiedział książę.
— Mości książę, ja nie mam ochoty powtórnie być wygnanym.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.
— 154 —