Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.
—   169   —

Księżna, słuchając tego opisu, jak wszyscy, poprzestała na okazaniu swojego potwierdzenia w miejscach najbardziej poetycznych przez kiwniecie głową; ale trudno było powiedzieć, czy te oznaki zadowolenia odnoszą się do talentu opowiadającego, czy do podobieństwa obrazu.
Nastąpiła chwila milczenia, którą dopiero księżna przerwała.
— A co, Najjaśniejszy Panie, co mówisz o tych portretach?
Król chciał przyjść w pomoc panu de Saint-Agnan, nie kompromitując siebie.
— Według mnie — odpowiedział — Amaryllis jest piękną.
— Co do mnie, ja wolę Filis — rzekł książę — jest to dobra, prosta dziewczyna.
Powszechny powstał śmiech.
Tym razem tyle spojrzeń skierowało się ku Montalais, że uczuła mocny rumieniec, występujący na twarz.
— Zatem — rzekła księżna — te pasterki mówiły...
Ale pan de Saint-Agnan, którego miłość własną zadraśnięto, nie był w stanie odeprzeć ataku.
— Wasza książęca mość!... — odpowiedział — te pasterki wyznały sobie nawzajem swoje uczucia.
— Dalej, panie Saint-Agnan, jesteś prawdziwym strumieniem poezji pasterskiej — rzekła księżna z miłym uśmiechem, który natchnął opowiadającego odwagą.
— Mówiły, że miłość jest niebezpieczną, ale dodały, że brak miłości jest śmiercią serca.
— I cóż stąd wywnioskowały?... — zapytała księżna.
— Że należy kochać.
— Wybornie. Ale jakież dały warunki?
— Jeden tylko warunek wyboru — rzekł Saint-Agnan. Winienem nawet dodać, co drjada mówi, że jedna z pasterek, sądzę, że Amarylis, nie zgadzała się na to, aby koniecznie kochać, a jednak nie bardzo się broniła, gdy się w jej serce zakradł jeden z pasterzy.
— Amyntas, czy Tyrsys?
— Amyntas, Wasza książęcą mość — odpowiedział skromnie Saint-Agnan.