Ta strona została uwierzytelniona.
— 175 —
Te wyrazy padły na pannę de La Valliere z takiem spojrzeniem, że go nikt począwszy od Sokratesa, a skończywszy na panu de Montaigne opisaćby nie zdołał. Spojrzenie to zarazem z wyrazami było najokropniejszym ciosem dla nieszczęśliwej dziewicy, która, wsparta na ramieniu Montalais, traciła przytomność. Król, nie zważając na ten stan biedaczki, powstał wbrew zwyczajowi, bo zwykle do późna bawił u księżnej, i pożegnał obecnych. Saint-Agnan udał się za nim, smutny i zgnębiony. Panna de Tonnay-Charente, mniej wrażliwa, niż panna de La Valliere, nie trwożyła się i nie mdlała. Jednak ostatnie spojrzenie pana de Saint-Agnan było zarówno dumne, jak spojrzenie królewskie.