— Nie, nie... Saint-Agnan, czytaj.
I podał mu list. Oczy pana. de Saint-Agnan najprzód padły na podpis.
— La Valliere!... — zawołał — o!... Najjaśniejszy Panie!...
— Czytaj, czytaj.
Saint-Agnan czytał, co następuje:
„Przebacz, Najjaśniejszy Panie, natręctwo, nadewszystko przebacz brak formalności, jaki towarzyszy temu listowi: ale list wydaje mi się pilniejszym i ważniejszym, aniżeli podanie... pozwól zatem, Najjaśniejszy Panie, że go przesyłam“.
„Powracam do siebie osłabiona boleścią i udręczeniem; błagam cię zatem, Najjaśniejszy Panie, o udzielenie mi posłuchania, bym mogła wyznać prawdę memu królowi.
— A co? — zapytał król, odbierając list panu de Saint-Agnan, zdumionemu tem, co przeczytał.
— A co? — powtórzył Saint-Agnan.
— Co myślisz o tem?
— Sądzę — odparł Saint-Agnan — że Wasza Królewska Mość udzieli posłuchania i dowie się o wszystkiem.
— Ja coś więcej uczynię, panie de Saint-Agnan.
— Wiesz, gdzie są pokoje dam honorowych księżnej?...
— Wiem.
— Znasz tam kogoś?
— Malicorna.
— Czy możesz liczyć na niego?...
— Tak sądzę, Najjaśniejszy Panie. On musi mieć klucz... jest w dobrych stosunkach z jedną z panien honorowych... a jeżeli go ma, pewnie mi nie odmówi pożyczenia.
— Dobrze, idźmy zatem.
— Jestem na rozkazy Waszej Królewskiej Mości.
Król płaszcz swój zarzucił na ramiona pana de Saint-Agnan, a sam wziął jego.
Następnie obaj zeszli do przedsionka.