Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XXVII.
CZEGO NIE PRZEWIDZIAŁA ANI NAJADA, ANI DRJADA.

Saint-Agnan zatrzymał się na dole schodów, prowadzących do pokojów dam honorowych. Wychodzący stamtąd lokaj wywołał Malicorna, który był jeszcze u księcia, brata królewskiego. W ciągu dziesięciu minut przybył Malicorne, nosem wietrząc w ciemnościach. Król cofnął się, kryjąc w najciemniejszy kącik przedsionka. Saint-Agnan przeciwnie wystąpił naprzód. Lecz po pierwszych wyrazach, objawiających żądanie, Malicorne chciał zmykać.
— Ho!... ho!... ho!... — rzekł — pan żądasz ode mnie, abym go wprowadzał do pokojów dam honorowych?...
— Tak.
— Pojmujesz pan, że nie mogę uczynić podobnej rzeczy, nie wiedząc, jaki jest cel pański.
— Na nieszczęście, kochany panie Malicorne, żadnego wyjaśnienia dać ci nie mogę; potrzeba, abyś mi zaufał jak przyjacielowi, który cię wczoraj wywiódł z kłopotu i który dzisiaj żąda od ciebie wzajemności.
— Ale ja, panie, mówiłem, czego żądałem; żądałem schronienia, żebym nie spał pod gołem niebem, i każdy uczciwy człowiek może objawić podobne żądanie; tymczasem pan nic nie mówisz.
— Wierzaj mi, panie Malicorne — nalegał Saint-Agnan — że gdybym mógł tłumaczyć się, wytłumaczyłbym.