Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.
—   185   —

Król nic nie odpowiedział. Twarz panny de La Valliere zmieniła się.
— Więc myślisz, Najjaśniejszy Panie, że to ja powzięłam śmieszny, bezczelny zamiar żartowania z Waszej Królewskiej Mości?
— Moja panno, żart nie jest zbrodnią, a kiedy jest dowcipny i zabawny...
— O!... — wymówiła młoda dziewica — król mi nie wierzy, król nie chce mi wierzyć.
— Tak, nie chcę ci wierzyć.
— O! Boże! Boże!
— Słuchaj mnie: i cóż prostszego nad ten żarcik?... Król idzie za mną, myślałaś sobie, podsłuchuje i podgląda; król może chce zabawić się moim kosztem; zabawmy się więc jego kosztem, a że król ma serce, zróbmy sobie igraszkę.
La Valliere zakryła twarz rękami, tłumiąc łkanie. Król postępował nielitościwie; mścił się nad biedną ofiarą za to wszystko, co sam wycierpiał.
— Przypuśćmy — rzekł — że kocham go i że przenoszę nad innych. Król jest dobroduszny i dumny zarazem, uwierzy temu, co posłyszy i będziemy się z niego śmiały.
— A! tak myśleć, to okropność!... — zawołała La Valliere.
— Ale to nie wszystko — mówił król dalej — jeżeli dumny monarcha żart weźmie za prawdę, jeżeli będzie tak nieroztropny, że objawi z tego radość, lub chełpliwość, przed całym dworem będzie za to upokorzony; zresztą mogłaś pomyśleć sobie, że kiedyś opowiadanie o tej przygodzie będzie twemu kochankowi przyjemnem, a nawet doda ci wartości posażnej w oczach męża.
— Najjaśniejszy Panie!... — zawołała La Valiiere z rozpaczą — błagam Cię, nie mów więcej ani słowa; czy nie widzisz, ile ja cierpię?
— Żarty! żarty!... — mówił król, zaczynając się wzruszać.
La Valliere padła na kolana i to tak silnie, że aż posadzka jęknęła. Następnie, składając ręce, zawołała wśród łez:
— Najjaśniejszy Panie, wolę hańbę, niż zdradę.