Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.
—   188   —

uniesienie, która pochodziło ze zbytniej miłości; ale nie mogę lepiej ci dowieść, że więcej jeszcze będę cię kochał, szanując cię, jak sama żądasz.
Następnie, kłaniając się i biorąc ją za rękę wyrzekł:
— Pani, czy uczynisz mi ten zaszczyt i przyjmiesz mile pocałunek, który składam na twojej ręce?...
Usta królewskie z uszanowaniem dotknęły drżącej ręki dziewicy.
— Na przyszłość — dodał Ludwik, powstając i obejmując La Valliere swojem spojrzeniem — na przyszłość jesteś pod moją opieką. Nie mów nikomu o złem, jakie ci wyrządziłem, i przebacz innym, cokolwiek złego ci uczynili. Na przyszłość będziesz tak wysoko nad nimi, że, zamiast się ich lękać, będziesz mogła obsypywać łaskami.
I ukłonił się z niezwykłem uszanowaniem. Następnie, przyzywając pana de Saint-Agnan, który zbliżył się z pokorą, rozkazał:
— Hrabio, spodziewam się, że panna de La Valliere zaszczyci cię swoją przychylnością wzamian za przyjaźń, którą jej poprzysiągłem na wieki.
Saint-Agnan zgiął kolano przed panną de La Valliere.
— Jaka to radość dla mnie — rzekł on — jeżeli pani uczynisz mi ten zaszczyt.
— Przyślę ci twoją towarzyszkę — rzekł król. — Żegnam cię, panno de la Valliere, albo raczej do widzenia; bądź łaskawą nie zapominać o mnie w swoich modlitwach.
— O!... Najjaśniejszy Panie — odpowiedziała La Valilere — bądź spokojny; razem z Bogiem jesteś w mojem sercu.
Te ostatnie wyrazy radością upoiły króla, który szczęśliwy i wesoły, ciągnął pana de Saint-Agnan na schody.
Księżna nie przewidziała tego rozwiązania.
Ani Najada, ani Drjada nic o niem nie mówiły.