Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.
—   196   —

steś świętym Piotrem, a ja nie jestem Chrystusem, a jednak ci powiem...
„Człowieku małej wiary, dlaczego wątpisz?“
— Dlaczego wątpię?... bo nie widzę.
— Ponieważ jesteś ciemny, nie będę więc z tobą postępował jak z świętym Piotrem, ale jak z świętym Pawłem i powiem ci:
„Przyjdzie czas, gdy twoje oczy przejrzą.“
— O!... — rzekł Fouquet — jakżebym pragnął uwierzyć.
— Nie wierzysz!.. wszakże dziesiećkroć przeprowadziłem cię przez przepaść, o której myślałeś, że cię pochłonie; nie wierzysz!... ty, który z prokuratora zostałeś intendentem, z intendenta pierwszym ministrem, a z pierwszego ministra zostaniesz wszechwładnym w pałacu królewskim. Ale nie — rzekł z właściwym sobie uśmiechem — nie możesz widzieć, zatem i wierzyć jesteś niezdolny.
I Aramis powstał, aby się oddalić.
— Jeszcze jedno słowo — rzekł Fouquet — nigdy do mnie tak nie mówiłeś i nigdy nie okazałeś się tak pewnym siebie, albo raczej tak lekkomyślnym.
— Bo, żeby mówić głośno, trzeba mieć głos wolny.
— Zatem go masz?
— Tak.
— Jakże to dawno?
— Od wczoraj.
— Panie d‘Herblay, ostrożnie!.. posuwasz śmiałość aż do zuchwalstwa.
— Mogę to czynić, bo jestem potężny.
— Ty potężny?
— Ofiarowałem ci dziesięć miljonów i jeszcze ci je ofiaruję.
Fouquet powstał zmieszany.
— Zobaczymy, zobaczymy — rzekł — mówiłeś o strąceniu monarchów i zastąpieniu ich innymi. Boże mi przebacz, ale albo ja zwarjowałem, albo tyś postradał rozum.
— Ani jedno, ani drugie.
— Jakże wiec możesz mówić?