Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.
—   20   —

— Strzeż się, Najjaśniejszy Panie — żywo przemówiła księżna — pan de Saint-Agnan patrzy na ciebie.
— Prawda!... — z wściekłością zawołał Ludwik XIV-ty — nigdy ani cienia swobody, nigdy szczerości w stosunkach... Wierzysz, iż znalazłeś przyjaciela, a znajdujesz szpiega... że przyjaciółkę, a ona ci tylko jest... siostra.
Księżna milczała ze spuszczonemu oczyma.
— Książę jest zazdrosny!... — szepnęła głosem, którego słodyczy i czaru nikt nie byłby w stanie opisać.
— O!... — nagle zawołał król — masz słuszność.
— Widzisz więc dobrze — ciągnęła dalej, pałac mu serce spojrzeniem. — jesteś wolnym, ciebie nie posądzają; nie zatruwają ci domowego pożycia.
— Niestety!... nie wiesz jeszcze o niczem: wiedz o tem, że królowa jest zazdrosna.
— Marja Teresa?...
— Aż do szaleństwa. Z tej to zazdrości zrodziła się zazdrość twego małżonka; płakała, skarżyła się mojej matce, wyrzucała nam te przejażdżki do kąpieli, mające dla mnie tyle uroku.
— I dla mnie — mówiły oczy księżnej.
— Tylko co, podsłuchując, książę podchwycił słowo banos, które z goryczą wymawiała królowa, i to go oświeciło. Wpadł zaperzony cały, wmieszał się do rozmowy i tak cierpko odzywał się do matki, że aż była zmuszona zejść mu z oczu; z tego wynika, że masz do czynienia z zazdrosnym małżonkiem, a ja będę miał przed oczyma nieustające i nieprzebłagane widmo zazdrości, z nabrzękłemi powiekami, z twarzą wychudzoną i złowrogim uśmiechem na ustach.
— Biedny królu!... — szepnęła księżna, ściskając mu zlekka rękę.
Zatrzymał jej rączkę w swej dłoni i, aby ją uścisnąć, nie gorsząc patrzących, których uganianie się za motylami nie pochłaniało znowu tak bardzo, bo nie zapominali o siedzących na ławce królu i księżnie, i niewyrzekali się spostrzeżeń nad niemi. Ludwik podał bratowej konającego motyla. Zbliżyli się ku sobie. Głowy ich się zetknęły, pomieszały się tchnienia.