— Dzięki ci, dzięki, mój panie i królu!... — rzekł Fouquet, wznosząc głowę, pod ciężarem łaski, która była dla niego ruiną.
— A więc, panie Fouquet, przygotuj uroczystość i naoścież odemknij drzwi twojego domu.
— O!.. Najjaśniejszy Panie, oznacz dzień — rzekł Fouquet.
— Od dziś dnia za miesiąc.
— Czy, Najjaśniejszy Panie, nic więcej nie masz do rozkazania?
— Nic, panie nadintendencie, chyba to tylko, abym cię miał jak można najbliżej obok siebie.
— Najjaśniejszy Panie, będę miał szczęście uczestniczyć w przechadzce Waszej Królewskiej Mości.
— Bardzo dobrze; oto wychodzą już, a i damy udają się na umówione miejsce.
Wymawiając te wyrazy, król z całym zapałem zakochanego mężczyzny, oddalił się od okna, aby wziąć rękawiczki i laskę, które mu lokaj podawał i udał się na dziedziniec.
Marja Teresa wsiadła do karety z księżną i zapytała króla, w której stronie pragnie odbyć przechadzkę. Król, ujrzawszy pannę de La Valliere, bladą po wczorajszych wypadkach, jak wsiadała do powozu z trzema towarzyszkami, odpowiedział, że miejsce jest dlań rzeczą obojętną i że będzie mu dobrze wszędzie, dokąd się uda królowa. Królowa wtedy poleciła stangretom, aby udali się ku Apremont. Król wsiadł na konia i przez kilka minut jechał obok pojazdu królowej i księżny. Księżna była niezmiernie ujmującą. Widziała króla przy drzwiczkach swojej karety, a sądząc, że nie dla królowej się trudzi, myślała, iż król znowu do niej powrócił. Ale po ujechaniu ćwierci mili, król mile się uśmiechnąwszy, ukłonił się i zawrócił konia, pozostawiając przed sobą karetę królowej i powóz dam honorowych i inne, które, widząc, że przystanął, chciały się także zatrzymać. Ale król dał znak ręką, aby jechano dalej.
Kiedy przejeżdżała kareta de la Valliere, król zbliżył się do
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.
— 200 —