— Względem pomocy, którąś mi przyrzekł w tej okoliczności.
— Bynajmniej, spędziłem noc na pisaniu listów i wydałem stosowne rozkazy.
— Uroczystość będzie kosztowała kilka miljonów, z tem się nie taję.
— Ja poniosę sześć. Ty ze swojej strony postaraj się o dwa, albo trzy na wszelki wypadek.
— Cudownym jesteś człowiekiem, panie d‘Herblay.
Aramis uśmiechnął się.
— Ale — zapytał Fouquet, zachowując jeszcze resztę niepokoju — ponieważ rozporządzasz miljonami, dlaczego przed kilkoma dniami nie mogłeś zapłacić panu de Baisemeaux pięćdziesięciu tysięcy liwrów?...
— Bo przed kilku dniami byłem ubogi, jak Hiob.
— A dzisiaj?...
— Dzisiaj jestem bogatszy od króla.
W tej chwili stłumiony huk dał się słyszeć, a następnie uderzenie piorunu.
— Aha!.. rzekł Fouquet — czy nie mówiłem!..
— Kiedy tak, — odpowiedział Aramis — wracajmy do karet.
— Zapewne nie zdążymy, bo oto i deszcz.
W rzeczy samej, jakby się niebo otwarło; ulewny deszcz kroplisty zaszumiał po lesie.
— Będziemy mieli dosyć czasu, aby dostać się do powozów, zanim deszcz przemoczy liście drzew.
— A ja ci mówię — odrzekł Fouquet — że lepiej schronić się do jakiej pieczary.
— Tak, dobrze; ale gdzie tu pieczara?... — zapytał Aramis.
— Ja — odparł Fouquet z uśmiechem — znam grotę o dziesięć kroków stąd.
Następnie, patrząc wkoło siebie, zawołał:
— Tak, to tutaj.
— Jakiś ty szczęśliwy, że masz tak dobrą pamięć — mówił Aramis, uśmiechając się zkolei; — ale czy się nie lękasz,
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.
— 203 —